piątek, 15 stycznia 2016

Urlop wychowawczy - za i przeciw





Urlop wychowawczy, czy ktoś z niego jeszcze korzysta? Ja skorzystałam, choć stawiałam sobie przy tym wielokrotnie to samo pytanie: " Czy to jest najlepsze wyjście?" 


Moja córka liczy sobie obecnie skończonych 14 miesięcy, od dwóch tygodni jestem na urlopie wychowawczym. Przed podjęciem decyzji szukałam w sieci jakiś informacji, jakiś przemyśleń kobiet, które skorzystały z tego urlopu, jednak nic bardziej sensownego w większej ilości nie znalazłam, więc decydując się na niego musiałam słuchać swojego głosu serca, rozsądku.

Wiem i rozumiem, że każdy podchodzi do tej kwestii w zupełnie inny sposób. 


Dla niektórych ten rok, który jest nam dany z góry to za mało,  inni wręcz szukają tylko końca tego okresu, aby pójść do pracy a dziecko oddać w dobre ręce. Wręcz uważają za coś chorego, dziwnego zostawianie dłużej niż rok w domu. 
Dla innych nie ma w ogóle mowy o kwestii wyboru, ponieważ przeważa tutaj kwestia finansowa, która aż krzyczy, że trzeba iść do pracy, bo z męża pensji się nie przetrwa, a jest dodatkowo babcia na posterunku, która chętnie malucha przygarnie.
Kolejna kwestia to strach przed utratą pracy, gdy się nie wróci, bądź też oczekiwanie pracodawcy od pracownika tego powrotu, ponieważ był w pracy wcześniej "osobą niezastąpioną". 

Wiec wydaje mi się, że te dwie kwestie - finansowa oraz utrzymania samego miejsca pracy powodują, że w wielu domach nawet nie ma tematu, jeśli chodzi o urlop wychowawczy. 

Ja mieszkam w dużym mieście, gdzie ludzie napływają po lepsze pieniądze, a młodzi liczą na zrobienie kariery, gdzie angielski to podstawa, gdzie nowi zagraniczni inwestorzy otwierają swoje firmy licząc na zatrudnienie dobrze wykształconej kadry polskiej. Tutaj, mam wrażenie, że się żyje by pracować. Spracowane mamy wracają, przy dobrych wiatrach, po 17.  Ponad roczne dziecko w tym czasie było od 8.00 rano w żłobku, po czym odebrała je o przyzwoitej porze, bo o 15.00 opiekunka, by czekać spokojnie na mamę w domu. Tata albo jest w delegacji, na szkoleniu, u klienta, albo jeśli jest na miejscu to zawsze ma dużo pracy.
 Dlatego przedstawiam tutaj sytuację, biorąc pod uwagę ludzi po studiach wyższych, mieszkających w dużych miastach, bo w takim środowisku się obracam. Zauważyłam, że tym ludziom jest  ciężej pozostać w domu niż osobom, które są mniej wykształcone. Podejrzewam, że głównym czynnikiem wywołującym te różnice są zarobki. Jasne jest, że trudniej rozstać się z wysoką pensją niż ze średnią bądź niską.


Biorąc to wszystko pod uwagę stwierdziłam, że będę jakaś dziwna chyba, kiedy z wyższym wykształceniem, dobrą pensją zostanę z dzieckiem w domu, nie pójdę jeszcze do pracy. Tak sobie pomyślałam, że to takie w pewnym sensie, pójście pod prąd. Ja lubię iść pod prąd. 


Rozważając za i przeciw urlopowi wychowawczego brałam pod uwagę następujące kwestie:

- czy to jest naprawdę potrzebne mojej córce, czy jej będzie dobrze w domu ze mną - muszę dodać, że moje dziecko jest bardzo żywym stworzeniem - ma 14 miesięcy a położenie jej na drzemkę dzienną wymaga wielu podejść i wygibasów z naszej strony, a zgadza się dopiero na nią jak naprawdę pada, a wstaje jak tylko ledwo jej się jedno oko otworzy;


- czy ja dam radę będąc z nią w domu - czasem nie jest to łatwe, same wiecie i biorę tu pod uwagę samą opiekę nad dzieckiem, ale również ciągłe zajmowanie się domem, wycieraniem podłóg, zbieraniem okruszków, zbieraniem poprzekładanych rzeczy z szafek itp;


- czy damy radę finansowo - i brałam tu pod uwagę tylko to, czy pensji starczy nam od do. Wzięłam pod uwagę, że w tym czasie nie kupię sobie nowych butów, nowych kurtek, dziecku jakiegoś ekstra ciucha - będziemy w tym czasie napewno żyli skromniej;


- jaka jest sytuacja w mojej firmie - ja stwierdziłam, że doskonale sobie radzą beze  mnie, czy na mnie nie czekają w ogóle, a poza tym sądzę, że firma padnie w niedługim czasie;


Stwierdziłam, że napewno będzie nam brakowało pieniędzy jakimi dysponowaliśmy do tej pory, nie mniej warto zostać z tą małą kruszyną w domu i, w moim mniemaniu, dać jej jeszcze przez jakiś czas taki spokój, luz, życie w znanym miejscu bez gonitwy z zegarkiem w miejscu. Dać jej te spokojne spacery, poznawanie świata. A jak córka skończy 2 lata  planuje ją posłać do żłobka. Więc efekt jest taki, że odłożyłam o 10 miesięcy to co i tak jest nieuniknione. Za 10 miesięcy będę również przebierała nerwowo nogami przed 16.00 i będę w blokach startowych już o 15.57, jeśli da się być w tych blokach, oby. Będę znerwicowana, bo znowu wielkie korki, będę szybko wieczorem robiła obiad, będę modliła się, by córka poszła wcześnie spać, bądź jeśli nie pójdzie, żeby była spokojna i grzeczna, by można się ze wszystkim wyrobić. Ale to dopiero za 10 miesięcy i cieszę się, że dałam nam jeszcze 10 miesiecy spokoju i luzu. 


Brak komentarzy: